Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w piersi: „Nie lękaj się przyszłości twéj, matko, córka twoja przy tobie!”
Wszakże powstrzymałam się, bo dwaj obcy ludzie patrzyli na mnie. Byłam córką mojéj matki i, jak ona, nie umiałam przed obcymi roztkliwiać się i płakać... Uważałam, że pan Władysław z rodzajem zdziwienia przypatrywał się nam obydwom.
Oczekiwał może płaczów i wyrzekań, a znalazł spokojną godność i obojętną rozmowę, użytą przez moję matkę niby za puklerz do odparcia wszelkich wyrazów pożałowania i czczéj pociechy, jakie-by wyjść mogły z ust widzów. Być może, iż to panowanie nad sobą dobre czyniło wrażenie na młodym człowieku, który, jak przekonałam się wczoraj, posiadał sam tyle mocy do pokrycia swych wzruszeń; bo z większém jeszcze, niż dotąd, poszanowaniem rozmawiał z moją matką. Gdy zwracał się do niéj, w dźwięku głosu jego odbrzmiewała pewna nieokreślona słodycz, będąca w tak wielkiéj sprzeczności ze zwykłym mu wyniosłym i sarkastycznym sposobem mówienia, a tak odbijająca od jego męzkiéj, energicznéj powierzchowności. Pomyślałam, że kobieta, która-by dla niego miała sympatyą, z trudnością oprzéć-by się mogła jego miłości, i wnet przed oczyma stanęła mi Zosia. Potém pomyślałam jeszcze, że człowiek ten musiał być bardzo dobrym, ponieważ umiał uszanować cudze cierpienia, lubo te żadną zewnętrzną oznaką nie uderzały jego oczu, a może właśnie