Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wystąpiły na twarze dwóch kobiet. W oku Emilki stanęła łza.
— Straciłam matkę, siostra moja daleko, jestem... — wstrzymała się, i szybkie spojrzenie rzucając na bratową, nie dokończyła swéj myśli. Zdawało mi się, że chciała powiedziéć, jestem sama na świecie! i zaraz pomyślałam, że był to początek historyi biednéj babki Ludgardy.
Zosia, usłyszawszy pytanie moje, wpatrzyła się we mnie jeszcze uporczywiéj, a źrenice jéj rozszerzyły się nieco, jakby pod wpływem zadziwienia. Potém na surowych jéj ustach wykwitł blady uśmiech, wzruszyła lekko ramionami, oderwała wzrok od mojéj twarzy, podniosła go w górę i, ścigając oczyma szary obłok, posuwający się szybko nad ciemnemi drzewami boru, z cicha powtórzyła parę razy: — Szczęście... szczęście...
Podniosła rękę i wskazujący palec wyciągnęła ku obłokowi, na który patrzyła.
— Czy zgadniesz — rzekła — jak daleko odżegluje obłok ten od miejsca, na którém zrodziły go mgły i pary? Tak samo nie zgadniesz, jak daleko od człowieka odleci szczęście, zrodzone w młodych dniach jego z nieświadomości i marzenia.
Przy słowach tych, wargi jéj drgnęły lekko i na czoło pomiędzy brwiami wystąpił wąziuchny pasek zmarszczki. Ale po chwili usta zwarły się znowu surowo i milcząco, a czoło było tak samo nieruchome,