Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/097

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na pamięć jedno z dziecinnych rojeń moich, które tak często dawniéj przedstawiało mi pana Agenora, stojącego na tym tarasie w rycerskiéj zbroi, z pióropuszem bohaterów nad głową... Uśmiechnęłam się na to wspomnienie, ale zarazem i pewną rzewność poczułam. Bądź co bądź, przeszłość ma swoje prawa, a piérwsze wrażenia życia są, jak te ptaki, co, chłodem dotknięte, odlatują w dalekie strony, ale, gdy słońce błyśnie, wracają...
Myślałam o tém, gdzie téż jest teraz pan Agenor i co się z nim dzieje? Dawno przebaczyłam mu wszystko, co tylko względem mnie zawinił, a z owego listu jego, który nas na zawsze rozłączył, pamiętam tylko te słowa: „Czy jest na świecie człowiek, w którym-by nie została kropla uczciwości i iskra uczuć gorętszych? Sądzę, że takiego niéma na świecie.”
Gdy tak stałam pod ścianą lasu, zamyślona i zapatrzona w pałacyk, usłyszałam nagle turkot powozu. Obejrzałam się i zobaczyłam szybko toczący się ku dworowi odkryty koczyk, czterema zaprzężony końmi, a w nim widać było dwie siedzące kobiety, których twarzy rozpoznać z razu nie mogłam. Przyszło mi na myśl, że były to zapewne jakie dawniéj znajome, a obojętne mi sąsiadki, i nie bardzo sobie życząc spotkania z niemi, zwróciłam konia i chciałam coprędzéj wjechać do lasu, aby zniknąć z oczu jadących. Ale spostrzegłam, że, sama nie wiedząc o tém, oddaliłam się nieco od ścieżki, która prowa-