Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/079

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wości konie moje, to mi przypomniało, że za długo już może zostaję w tym domu, niegościnnym dla mnie. Schyliłam się i ze słowami pożegnania całowałam ręce i kolana babki Ludgardy. To życie złamane, ta słodycz prawdziwa, to serce, nie mogące, przy końcu życia nawet, pozbyć się żalów swoich, wzbudzały we mnie miłość, z czcią połączoną.
Obie dłonie położyła na mojéj głowie i rzekła cicho:
— Błogosławię cię... dziecko... bądź szczęśliwszą ode mnie...
Przechodziłam milczące salony, nigdzie nie spotykając nikogo z domowych. Drzwi od pokoju babki Hortensyi były już zamknięte i posłyszałam za niemi połączone głosy jéj i pani Rudolfowéj. Nie chcąc wypadkiem nawet stać się winną podsłuchania rozmowy osób, które tyle miały powodów nie życzyć sobie, abym je słyszała, szybko przebyłam resztę pokoi i po chwili wsiadłam do kabryoletu. Kiedy mijałam dom, raz jeszcze rzuciłam spojrzenie na okno pokoju babki Ludgardy. Za białą firanką rysowała się smukła i gibka kibić Rozalii. Nie wiem, czy się nie myliłam, ale wydało mi się, że wkładała do porcelanowego kubka, stojącego na małym stoliczku, świeży bukiet nieśmiertelników. Może i ona — pomyślałam sobie — patrząc na babkę Ludgardę, czyta w niéj wróżby i zagadki swéj własnéj przyszłości i stroi biedna ostatnie dni jéj w kwiaty i barwy, skry-