Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/071

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uprzejmym gestem, wskazała mi drzwi, prowadzące w głąb’ domu.
Dobrze znanym był mi dom ten i nie potrzebowałam pytać tu nikogo o drogę. Ileż razy przed laty lekką stopą przebiegałam te wązkie, długie pokoje, o podniosłych, jak sklepienia, sufitach, o licznych oknach wązkich a wysokich, o sprzętach, z których surowego bogactwa i ciężkiego kształtu długie dziesiątki lat przemawiały! Ileż rojeń moich, uśmiechów, drobnych łez zachwytu lub trwogi, skrapiających zwykle próg nieznanego życia, widziały te ściany, pokryte obiciem surowéj jednolitéj barwy, lub w różnych kierunkach przerznięte lamperyami z dębowego i różanego drzewa, o kunsztownéj, mistrzowskiemi rękoma wykonanéj rzeźbie!
Przypominałam sobie to wszystko, przechodząc zwolna przez kilka pokojów, dzielących salon bawialny od pokoju babki Ludgardy, gdy nagle stanęłam i wlepiłam wzrok w obraz, który mię uderzył.
Przede mną były drzwi wpółotwarte, a z za nich widniał obszerny pokój, przybrany z poważném a dumném bogactwem, jakie cały dom cechowało. Na ciemno zielonych ścianach wisiały dwa wielkie, w szerokie złote ramy objęte, obrazy, z których jeden przedstawiał Madonnę z dzieciątkiem na ręku, a drugi Chrystusa rozpiętego na krzyżu. W głębi pokoju, pod jednym z obrazów tych, stało szerokie łoże, błyszczące bielą batystu i haftów. Osłonione było zie-