Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/068

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zbyt się jéj na ramię opuścił. Pani Rudolfowa ścigała ją iskrzącemi się i biegającemi oczyma.
— Rozalio! — wymówiła raz jeszcze z cicha, ale dobitnie. Rozalia wzruszyła z lekka ramionami.
— No i cóż? idę przecie! — wyrzekła tym samym, co piérwéj, obojętnym tonem.
Potém, przechodząc koło mnie, skinęła mi głową i powoli opuściła salon.
Ciężko mi było, przykro, duszno; postanowiłam skończyć tę upokarzającą wizytę, która, jak zaczynałam się przekonywać, do niczego mię doprowadzić nie mogła.
— Więc utrzymujesz pani — zwróciłam się do pani Rudolfowéj — że widzenie się z babką Hortensyją jest dla mnie niepodobieństwem?
— Niestety! tak jest, drogie dziecię! — odparła znowu ze słodyczą i głębokim żalem — babcia wyraźnie powiedziała, że nie chce cię widziéć, i że tylko przez wzgląd na honor familii zezwala na to, aby matka twoja, gdy utraci do reszty majątek, co wkrótce, jak słyszałam, nastąpi, osiadła w Rodowie, gdzie babcia ofiaruje jéj dach gościnny i miejsce przy swym stole...
Zawrzałam cała i nie mogłam hamować dłużéj mego oburzenia. Podniosłam głowę, utkwiłam w pani Rudolfowéj spojrzenie pełne uczuć, które mię przejmowały, i rzekłam:
— Matka moja ma córkę dorosłą i zdrową na