Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/036

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

aby podobnąż natchnąć moję matkę. Biegałam po domu, ustawiałam i opylałam sprzęty, porządkowałam wszystko, śmiałam się i gawędziłam z Binią, prześpiewywałam przy każdéj robocie swobodną piosenkę, z rana wchodziłam do sypialni mojéj matki z bukietem jesiennych kwiatów w ręku, wieczorem rozpalałam żywy płomień na kominku i, usiadłszy przy fortepianie, grałam i gawędziłam naprzemian, starając się zawsze do rozmowy mojéj wybierać zajmujące i wesołe przedmioty. I bardzo szczęśliwą się czułam, gdy udało mi się wciągnąć moję matkę w ożywioną rozmowę, rozśmieszyć ją, lub zająć jakiém opowiadaniem, muzyką i wywrzeć na nią wpływ uspakajający.
A tak miałam czas zapełniony gospodarskiemi robotami, tak szybko upływały mi godziny i dnie, że nawet nie potrzebowałam udawać spokoju; czułam go w sobie istotnie, i wesołość, jaką okazywałam, nic mię wcale nie kosztowała.
Czasem tylko, gdy, ułożywszy matkę do spoczynku i zamknąwszy jéj do snu oczy pocałunkami, sama jedna wracałam do mojéj sypialni, niewyraźna trwoga mię ogarniała i głos wewnętrzny zadawał mi groźne pytanie: czy wydołasz temu zadaniu, które tak hardo przyjęłaś na siebie? Czy męztwo twoje i spokój ostoją się w tobie wtedy, gdy zostaniecie obie wygnane z pod rodzinnego dachu, i pójdziecie w świat szeroki na tułanie się pod groźbą ubóztwa i ciężkiéj,