Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/013

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do czoła. Serce uderzało mężnie i żywo, w głowie czułam myśli natłok.
Puściłam wzrok po-za okna, mierzyłam nim krańce widnokręgu i ujrzałam w dali ojca mego, któremu myślą posłałam dziękczynienie za to, że twarz mi nie zbladła, ani się serce ścisnęło bojaźnią przy złowrogim dźwięku wyrazu: „ruina”.
Pod gankiem zaturkotało; domyśliłam się gościa, zwróciłam się ku bawialnemu salonowi. Idąc, mimowoli przypomniałam sobie ów przed czterema przeszło laty turkot kół, zwiastujący przybycie Franusia, i moję ówczesną obawę na myśl, jak powitam piérwszego widzianego w domu méj matki gościa?
Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Jakże daleko byłam teraz od owéj dziecięcéj pory obaw i rumieńców! jakże inną byłam od dzieweczki, co wówczas stała w progu, drżąca, zapłoniona, napół z płaczem targająca jedwabne nitki, które nie pozwalały jéj uciec od gościa! Teraz szłam zwolna i śmiało, ale ze spuszczoną nieco głową, bo pochyliła ją myśl niespokojna, iż w przybywającym powitam może kredytora mojéj matki, jednego, strasznego, który w palce swe, roztwierające się i zaciskające co chwila, zebrał był wszystkie nici, na jakich nad głową mojéj matki wisiał miecz Damoklesa, grożący wygnaniem jéj z pod rodzinnego dachu.
Nie on to jednak przyjeżdżał. Zaledwie weszłam do salonu, zobaczyłam idącego ku mnie od progu pa-