Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zniknęły wobec téj chwili, jak mary, wyśnione nocą, wobec rannego słońca. Zdawało mi się, że dotąd nie żyłam, ale śniłam tylko, i że w téj chwili dopiéro budziłam się do prawdziwego życia. Była to jedna z tych krótkich, jak sekunda, chwil złotych, a których wspomnienie idzie z nami aż nad brzeg mogiły, aby nam świecić jeszcze w ostatniéj ciemnéj godzinie. Była to jedna z tych chwil, w których dwie dusze, rozdzielone przepaścią, zda się nieprzebytą, ale przeznaczone dla siebie, spotykają się na mgnienie oka i przysięgają sobie wiekuistą wierność wspomnienia...
Nie spuszczając oka z méj twarzy, postąpił ku mnie; jednocześnie, niezależną ode mnie siłą poruszona, podniosłam się z siedzenia i uczyniłam parę kroków ku niemu, tak, jakbym chciała zejść się z nim na połowie drogi...
Ale, ah! między mną i człowiekiem, ku któremu wiódł mię pociąg nieprzeparty, niewypowiedziany, stanęła żyjąca, nieprzebyta barykada, złożona z czarnych fraków i białych krawatów, które, gdy tylko minęło piérwsze wrażenie, wywarte na słuchaczy, zerwały się ze wszech stron i otoczyły mię ciasném kołem.
Potoki komplementów i słów kwiecistych sypały mi się pod stopy, grad zachwyconych i płomienistych spojrzeń obsypywał mą głowę, i coraz więcéj ludzi tłoczyło się około mnie, i coraz większy tłum i gwar