Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lubomir, i postąpiwszy kilka kroków, rozglądał się po sali. Śledziłam go spojrzeniem, bo niezmiernie byłam ciekawa, kogo téż tak energiczną okrywa protekcyą. Ale jakież było moje zdziwienie, gdy pan Lubomir skierował kroki swe w stronę, w któréj stał pan Henryk S. i wziąwszy go pod ramię, z uprzejmym uśmiechem powiódł do siostry.
Pan Henryk więc to był tym porządnym człowiekiem, szalenie zakochanym w Zosi, któremu ona zraniła serce, odebrała spokojność, który ją ścigał oczyma pełnemi miłości i t. d. i t. d. O, deklamator! — pomyślałam — o, czuły brat i bohaterski rycerz cnoty, który sławi przed siostrą takiego, jak pan Henryk, człowieka, i stara się ku niemu skłonić jéj serce, dlatego zapewne, że... to dobra partya!
Zosia z martwym wzrokiem, z apatyą na twarzy, zwieszona na ramieniu pana Henryka, tańczyła polkę. Lubomir stał w progu, i patrząc na tańczącą parę, melancholijnym gestem odrzucał sobie włosy z nad czoła...
Spojrzałam na niego prawie z pogardą. Czoło mi zaszło rumieńcem wstydu na myśl, że była chwila, w któréj zajmowałam się tym człowiekiem, w któréj poświęcałam mu marzenia moje, w któréj uwierzyłam w pozy jego i tyrady.
W téj chwili poczułam, że ktoś mię wziął za rękę. Była to Helenka, która, zmęczona tańcem, usiadła przy mnie.