Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyborna orkiestra. W godzinę po powrocie naszym z kościoła, zabawa, ożywiona mnóztwem nowo przybyłych osób, wrzała już i huczała na dobre.
Bawiono się; ja się nie bawiłam, lubo tańczyłam więcéj od innych. W walcu i w mazurze, w kadrylu i polce, rozmawiając z roztargnieniem i machinalnie uśmiechając się do otaczających mię osób, szukałam ciągle, szukałam nieustannie oczyma jednéj twarzy, jednéj męzkiéj postaci. I spostrzegałam ją, ale zawsze z daleka tylko.
Hrabia Witold nie tańczył, a ja tańczyłam szalenie, nieustannie, porywano mię, zapraszano do wszystkich tańców, jakie były i być mogły, otaczano coraz liczniéj, i coraz więcéj, coraz więcéj przez to oddalano od jedynego w towarzystwie człowieka, do którego zbliżyć się, z którym rozmawiać pragnęłam. Widziałam, jak wzrok jego ze spokojném zamyśleniem przesuwał się po tém kipiącém zabawą, błyszczącém barwami i klejnotami, głośném, rozbawioném, bezpamiętném kole, i jak pomijał twarz moję, obracającą się za nim, niby słonecznik za słońcem, ani rozróżniając jéj od tego mozaikowego, kameleonowego tła, śród którego zacierała się i nikła. A jednak, mój Boże! ja tak pragnęłam, tak bardzo pragnęłam, aby on na mnie, wyłącznie na mnie spojrzał temi pogodnemi, rozumnemi swemi oczyma, które jeszcze wówczas, kiedyś, na piérwszym balu, na jakim w życiu mém