Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziéć! spuściłam oczy na haft i tylko białe, atłaskiem wyszywane na batyście, listki, ukazały mi się jakoś szare i brzydkie... Lubomir mówił, znowu wstrząsając włosami i ręką wiodąc po czole:
— Tak, pani! inaczéj uczynić nie mogłem. Postępek ten był mi nakazany przez honor, przez obowiązek, przez sumienie i troskliwość o przyszłość siostry! Przecie jestem jéj bratem! Wszakże ja-to powinienem czuwać nad nią, nad młodą jéj głową, rozciągnąć ramię męzkiéj opieki, być dla niéj puklerzem, chroniącym od niebezpieczeństw, jakie spotykają tak często młodość i niedoświadczenie! O, pani! ja pojmuję moje obowiązki braterskie. Duch mój nie daremnie uniósł się nad poziom i buja w sferach niedostępnych dla wielu ludzi...
W ten sposób mówił jeszcze dość długo. Ja zaś słuchałam, połykałam jego słowa, a gdy nareszcie podniosłam wzrok, Lubomir stał przede mną z wysoko podniesioną głową, w szlachetnéj postawie. Oczy jego spotkały się z mojemi i znowu zapaliły się w nich iskry srebrnawe.
— Tak, pani — ciągnął pan Lubomir — gdyby było inaczéj, gdyby honor, obowiązek, sumienie nie nakazywały mi odmówić panu N. ręki méj siostry, czyżbym śmiał świętokradzką dłonią zgnieść w jéj sercu ten kwiat miłości, który sam najwyżéj cenię ze wszystkich kwiatów, rosnących na tym naszym padole płaczu...