Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wahanie się, a nawet smutek. Co do mnie, patrzyłam na niego i czułam sama, że we wzroku moim było tysiąc zapytań i wyrzutów. Po chwili Lubomir podszedł do mnie, uścisnął mię i zaczął mi mówić, że odmówił Władysławowi mojéj ręki dla pewnych, jemu tylko wiadomych, przyczyn; że Władysław nie wart mię; że powinnam o nim zapomniéć, a wyjść za człowieka bardziéj stosownego dla mnie, i charakterem, i pozycyą towarzyską... Słuchałam go, osłupiała ze zdziwienia, ale przy ostatnich jego wyrazach nie mogłam się powstrzymać, odepchnęłam go prawie od siebie i, głośno płacząc, uciekłam do swego pokoju...
Tu Zosia przerwała swoje opowiadanie, bo Teofilka wniosła lampę, — widocznie wobec służącéj nie chciała mówić daléj. Dotąd nie widziałam wyrazu jéj twarzy, i gdy spojrzałam na nią przy świetle lampy, zostałam przerażoną niemal. Zdawało się, że przez ten jeden dzień Zosia o kilka lat postarzała. Rysy jéj ładnéj i świeżéj twarzyczki zmięte były i zmienione; oczy, nabrzękłe od płaczu, straciły blask, i zamiast zwykłéj sobie niewinnéj otwartości i ciekawéj myśli, nabrały wyrazu jakiegoś omdlenia i zmęczenia.
— Jak ona go kocha! — pomyślałam, czując zarazem we własném sercu bolesne ściśnienie. Zdawało mi się, że w téj chwili nienawidziłam prawie Lubomira.
Gdy służąca odeszła, Zosia prosiła mię, abym spu-