Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wspomnień, gruzami przywalonych, ale wydających z siebie nieprzerwane i niestłumione niczém tchnienie poezyi i wielkości.
Kiedy pan Lubomir zapyłał mię, czy znam miasto, w którém mieszkam? czy obejrzałam skarbnicę klejnotów przeszłości, śród któréj żyję? zawstydziłam się i zmieszana wyjąkałam przeczącą odpowiedź; ale w głębi serca poczułam miłe wrażenie, radość, podobną téj, jakiéj już raz doświadczyłam, słuchając szlachetnéj mowy pana Lubomira na wieczorze u pani Natalii.
Znowu spojrzałam na niego ze zdwojoną uwagą. Po zadaniu mi pytania, na które przeczącą dać musiałam odpowiedź, zamilkł, głowę na piersi opuścił, miękkie jego włosy upadły mu na czoło, a twarz oblokła się wyrazem melancholii.
Byłam pewna, że wzmianka ta o wielkich i świętych pamiątkach, jakie zawierało miasto, w którém żyliśmy, wtrąciła go w melancholijną zadumę. Pomyślałam nawet, że może odpowiedź moja, z któréj dowiedział się, że nic o tych pamiątkach nie wiem, napełniła go smutkiem, a może i niechęcią dla mnie. Żywo zapłoniłam się przy téj myśli, i serce mi się ścisnęło. Sąd o mnie pana Lubomira obchodził mię wielce; zaczynałam uważać go za człowieka, niezmiernie wyższego nad innych, których znałam, a w miarę jak rosła ta dobra moja o nim opinia, coraz wyższą i wyraźniejszą poczuwałam dla niego sympatyą. Ale