Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/096

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się z zadumy i spojrzałam. Przy mnie stała moja matka z twarzą pobladłą trochę, z głębokiemi fałdami na czole i niepokojem, grającym w oczach.
— Wacławo — rzekła — czy mogę przeczytać list twego ojca?
Dziwnie zabrzmiały słowa te w ustach méj matki. W głosie, jakim mówiła, była prośba, złączona z tłumionym żalem, i niby pokora jakaś, dziwna przy zwykłéj jéj dumie, a dziwniejsza jeszcze przez to, że tkwiąca w słowach, zwróconych do córki. Milcząc, przycisnęłam do ust rękę matki i podałam jéj pismo mego ojca.
Usiadła i czytać je zaczęła. Patrzyłam na nią przez chwilę; widziałam, że im dłużéj czytała, tém więcéj twarz jéj zachodziła wyrazem smutku, zdającego się przemocą wydobywać z jéj piersi, usta jéj zadrżały parę razy i bardzo cicho wyszeptały „tak, zawsze ten sam.“
Poczułam, że nie powinna była ciążyć w téj chwili nad matką uwaga moja, i pocichu wysunęłam się do drugiego pokoju. Tam czekała mię już Zosia z przygotowaną na wieczór toaletą. Machinalnie zaczęłam się ubierać, ale, wkładając suknią, przypinając koronki do stanika i wplatając kwiaty we włosy, myślałam o liście mego ojca i zaledwie słyszałam szczebiotanie garderobianéj, która, robiąc różne uwagi nad moim strojem, dziwiła się roztargnieniu, z jakiém się ubierałam na wieczór.