Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/094

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Skończyłam czytać i ręce list trzymające w zamyśleniu opuściłam na kolana. Dziwne ogarnęło mię wrażenie. Zdawało mi się, jakobym przed chwilą pogrążona była w śnie, sprawionym przez użycie narkotyku, i że ktoś niewidzialny położył rękę na mojém ramieniu i przebudził mię nagle. Język mego ojca, prosty, jędrny, a jednak podniosły i wspaniałego bogactwa pełen, tak szczególnie różnił się od tego, jakim przemawiali otaczający mię ludzie! Obrazy, jakie, opisując swe podróże, stawiał przed moją wyobraźnią, wyglądały jak olbrzymy obok tych, na jakie codzień patrzyłam! Wobec postaci mego ojca, wyłaniającéj się z listu jego, jakże małymi wyglądali ci mężczyzni, którzy, paląc przede mnę kadzidła, ciągnęli mój wóz tryumfalny po ślizgich posadzkach salonu. Uczułam sama, że uśmiech ironii osiadał mi na ustach, gdy przy ojcu moim, mężnym i dojrzałym pracowniku, stawiałam wyobraźnią tych bladych paniczów, narzekających na nudy i odpierających je preferansem; tych dowcipnisiów, którym do zupełnego podobieństwa z nadwornymi błaznami dawnych czasów brakowało tylko czapki z dzwoneczkami i dowcipu; tych pogromicieli serc, roznoszących po świecie czarę z odurzającym napojem wrażeń; tych romantyków o bohaterskich pozach, przypominających lalki gipsowe, co, puste wewnątrz, zewnętrzną stroną przedrzeźniają wielkich ludzi na wystawie sklepowéj.
I cóż jednak sprawiało, że z tymi ludźmi, których