Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/077

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mon Dieu! madame — przerwał pan Alexander z pewnym ambarasem, patrząc w głąb’ swego kapelusza — panna Józefa jest tak naiwném dzieckiem i tak parafialnym swym układem od reszty pań się odróżnia, że może zaciekawić i zająć na chwilę... Ale, tylko na chwilę!... obok tego przyznać należy, że ma bardzo piękne oczy... gdybyż jeszcze w tych oczach była inteligencya któréj tam brak... zupełny brak!... Zresztą, il faut bien faire passer son temps! n’est ce pas madame?...
Po téj rozmowie pana Alexandra, pojechałam co prędzéj do Helenki, a wbiegając do jéj pokoju, zawołałam:
— Kochana Helciu! daję tobie najnormalniejszą absolucyą z grzechu bawienia się w miłość? I mężczyzni jota w jotę czynią to samo.
Tu opowiedziałam jéj całą rzecz o Józi i panu Alexandrze. Helenka obojętnie wzruszyła ramionami.
— Wcale mię to wszystko nie zadziwia — rzekła. — Wierz mi, że pan Alexander bardzo jeszcze delikatnie i grzecznie wyraził się o Józi wobec ciebie i twojéj matki, i że w kole mężczyzn nie będzie podobnie mierzył wyrazów, lecz poprostu nazwie ją gąską lub cielątkiem, co znowu nie przeszkodzi mu wcale tańczyć z nią nazajutrz dwa mazury i cztery kadryle i osypywać ją ognistemi wejrzeniami i dwuznacznemi słówkami. Tacy to oni są, moja droga, a dlatego i my, mimo woli i wiedzy, często na takie same wcho-