Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/074

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciebie i będzie cię podbijał pozami greckich bohaterów, broniących przejścia przez Thermopile... Ha, ha, ha! i ty jeszcze mówisz o sercach? Pytasz, czy godziwą jest taka zabawa? Mój Boże! a jakiż interes miały-by nasze zebrania, gdybyśmy się w podobny nie bawiły sposób!
Dziwną wydała mi się ta mowa Helenki, ale jeszcze mocniéj zostałam zdziwioną, gdy w kilka dni potém zobaczyłam pana Juliana, rozsypującego najpiękniejsze swe dowcipy pod stopy naiwnéj Józi, która je oblewała rzęsistemi łzami śmiechu, i gdy po upływie jeszcze pewnego czasu, pan Ignacy, zająwszy u Helenki miejsce ministra bez teki, albo zdyzgracyonowanego dworaka, w ciągu jednego wieczora usadowił się przede mną z kolei w trzy różne pozy, z których jedna była wojownika, druga mędrca, a trzecia pasterza.
Owa naiwna Józia była dość majętną panienką, przywiezioną z jakichś Antypodów, alias z głębi najgłębszéj parafii, przez ciotkę, pragnącą ją dobrze za mąż wydać. Nie oswojona ze światem, bez maniery, nieśmiała, rumieniła się po uszy co chwila i spuszczała oczy za każdém zbliżeniem się do niéj mężczyzny. Mimo to, miała bardzo zgrabną figurkę, piękne czarne oczy i koralowe osiemnastoletnie usta, a że była wielką śmieszką, ochota do śmiechu przemagała w niéj często nieśmiałość, a wtedy wydawała się swawolném i wesolutkiém, a wcale zajmującém, dzieckiem. Otóż