Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wieki i zdało mi się, że widzę postać niewyraźną, tulącą się między arkady i drżącemi rękoma podtrzymującą napróżno szatę pozłacaną, która szmatami z niéj opadała...
Zerwałam się z fotelu i uczyniłam kilka kroków na przód. Z pomiędzy fałd firanki wyleciała spłoszona mojém poruszeniem muszka...
Ale i moje słodkie rozmarzenie pierzchnęło; trwożnie obejrzałam się dokoła, czy nie zobaczę w pół nagiéj postaci, z któréj złocista, podarta, opada szata... Gdy zamknęłam powieki, nad głową moją unosiła się muszka drobna, a ja, ścigając uchem monotonne jéj brzęczenie, pół senne snułam dumania.
— Czyliżby na dnie tych pięknych błyskotek prawda i szczęście leżały jedynie, że ludzie tak wysoko je cenią? Lecz jeśli tak jest, dlaczegoż ci, co je posiadają, tak często bywają smutni? Wszak w bardzo krótkiéj jeszcze przez świat ten wędrówce mojéj, widziałam już nieraz chmury na czołach, ukoronowanych bogactwem, i niespokojnie bijące serca, okryte drogiemi szaty? Wszak już widziałam, jak wielkie bogactwa służą jednym za środek do popełniania niesprawiedliwych czynów, innych wiodą na drogi zepsucia, błędów, a potém, znikając, zostawiają nieszczęsnych na rozdrożu zwątpień i walk z niezamarłém całkiem sumieniem, innym jeszcze stają się celem chciwego pożądania, rugując z ich piersi wszystko, co szlachetne. Widziałam już bogate kobiety,