Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/043

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


XLI.

Nad wieczór siedziałam w pokoju moim sama jedna i patrzyłam przez okno na świat, pogrążony w ciszy i mgle jesiennéj. Zadumaném okiem wodziłam po nizkiém sklepieniu, na którém, śród tła bladego błękitu, ciągnęły szeregiem obłoki ciemne, w fantastyczne połamane kształty.
Z za krańca widnokręgu wypłynął jeden z obłoków takich, ale większy i majestatyczniejszy, niż inne. Ostatnie promienie słońca, co się już zatoczyło za wzgórze, grały na nim urozmaiconych barw tonami. Wierzch miał złocisty, brzegi okrążone ciemną purpurą, a po bokach dwa skrzydła, z dwóch srebrnych utkane chmurek. Pędzony łagodnym wiatrem, zwolna i poważnie wkraczał wspaniały obłok na blade sklepienie, a gdy już całkiem wyłonił się z za wązkiego pasa borów, zamykających widnokrąg, przybrał postać olbrzymiego rycerza, w złotym hełmie na głowie, w rozwianéj śród biegu szacie purpurowéj, z dwoma śnieżnemi skrzydłami, które zdawały się go unosić we wrzawę walki i bohaterskich czynów. Łagodny wiatr od zachodu wiał ciągle i coraz daléj ku środkowi sklepienia posuwał napowietrznego rycerza — olbrzyma.
Nagle ze szczytów wzgórz odległych ostatnie znikły słońca promienie, a zarazem świetne barwy pię-