Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/031

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sobie brzmienie jego, i nieraz, dotykając palcami kilku razem klawiszów fortepianu, myślałam, że wyraz ten tak dźwięczéć powinien, jak pełny, zgodny, przeciągły akord muzyczny, w którego początku leżała moc tajemnicza, co gorącemi prądy do piersi mi wpływała, a którego koniec rozpływał się w powietrzu zwolna, tęskno, tkliwie, tak, że ustawały prądy gorące, a przychodziło po nich omdlenie słodkie, podobne do tego, jakiego kwiaty doświadczać muszą wtedy, gdy po dziennym skwarze marzące swe głowy pochylają wieczorem na aksamitną, zwilżoną kroplami rosy, murawę. Tak ja ten wielki wyraz: kocham! wyśniłam, takim unosił się on nade mną śród snów dzieciństwa, takim rozbrzmiał mi w sercu, gdym się z dzieciństwa budzić zaczynała. Myślałam, że to było przeczucie i że kiedyś spotkam na świecie człowieka, z którego ust wypłynie ten wyraz wielki, jak pełny akord muzyczny, a ja mu takim samym odpowiem i tą melodyą dwa nasze serca prowadzić będą rozmowę cudowną, długą, jak nieskończoność.
I oto dwaj już ludzie na świecie wyraz ten wymówili do mnie, a żaden z nich nie wymówił go tak, jak brzmiał on w mojéj duszy... Piérwszy w akordzie fałszywych tonów, drugi zamiast akordu, dał mi posłyszéć płaski i zimny skrzek żaby... Czyliż-by myliło mię przeczucie? Czy wielki ten wyraz żył kiedyś na świecie, a potém uleciał na zawsze do nieba, a po nim została ziemi ta tylko pamiątka, iż lu-