Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/029

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sobą Henryka, zupełnie już spokojnego, ze zwykłą sobie żółtawą cerą twarzy, z któréj zniknęły uprzednie plamy ceglaste, i z oczyma patrzącemi na mnie z nad okularów bez odrobiny wzruszenia, a z trochą tylko niby obrazy, albo czegoś bardzo do niéj podobnego.
Po chwili zaczął mówić swoim przewlekłym głosem, w którym często odzywały się tony, przypominające skrzeczenie żab nad stawem.
— Powiedziałaś więc pani, że nie możesz mi oddać swéj ręki, dlatego, iż mię nie kochasz... tak przynajmniéj zrozumiałem jéj słowa... Jabym jednak sądził, że jedno drugiemu wcale nie przeszkadza... Uważałem i uważam panią zawsze, jako kobietę, mającą dość umysłowych zdolności, aby zrozumiéć prawdziwą i gruntowną stronę życia, i dlatego nie tracę nadziei, że, po namyśle, raczysz pani odwołać swój nieszczęśliwy dla mnie wyrok...
Nie pojęłam od razu słów tych w całéj rozciągłości ich znaczenia, niemniéj poczułam, że boląco uderzyły one o jednę ze strun mego ducha. Struna ta była dumą kobiecą... uczułam się obrażoną, a ochota do śmiechu bardzo daleką już była ode mnie. Mimowolnym prawie ruchem wstałam od krosienek i rzekłam:
— Daremnie przedłużalibyśmy tę rozmowę, która ani mnie, ani panu nie może być przyjemną. Wyroku mego nie cofnę i oprócz życzliwości sąsiedzkiéj