Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/329

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a pewna jestem, że nikt na świecie nie chciałby zawieść téj młodéj ufności i wiary.
Nie wiem, coby mi na te słowa odpowiedział pan Agenor, bo spostrzegłam tylko, że usta jego widoczniéj zadrżały i twarz mocniéj zbladła. W téj saméj chwili rozdzielono nas; kilka odjeżdżających panien zbliżyło się, aby mię pożegnać. Zegary wskazywały piątą poranną godzinę, lampy w ogrodzie dawno pogasły, z za sztorów przysłaniających okna wdzierały się do salonów piérwsze promienie słoneczne. Towarzystwo rozjeżdżało się, bal był skończony. W godzinę potém, w pokoju moim, śród sztucznie utworzonego zmroku, matka moja trzymała mię w objęciu, głowę mą tuląc do swych piersi. A ja po cichu, na ucho jéj prawie, z uśmiechem na ustach a łzami w oczach opowiadałam, że jest ktoś na świecie, ktoś bardzo piękny, tkliwy, szlachetny, który śród nocy balowéj powiedział mi, że mię kocha.
I widziałam wielką radość na twarzy méj matki, dłonie jéj splotły się na méj gorącéj głowie z miłością i błogosławieństwem.
A gdy zostałam sama, uchyliłam sztor, otworzyłam okno i, patrząc na ranek sierpniowy, który perłami rosy i słonecznemi iskrami osypywał drzewa i kwiaty, myślałam, że w sercu mojém rozkwita stokroć wspanialszy kwiat uczucia, niż te wszystkie, które w ogrodzie podnosiły do nieba wonne kielichy.