Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— On ciebie kocha! — szepnęła mi raz cichutko na ucho.
Zaparłam się żywo wszelkiego podobnego przypuszczenia, choć w gruncie byłam przekonaną o jego prawdziwości. Biedny kuzynek nie był jednak natarczywy w okazywaniu mi swego przywiązania i swego smutku. Przyjeżdżał do nas rzadko, coraz rzadziéj, i zadawalniał się, zupełnie na pozór przynajmniéj, przyjacielską ze mną pogadanką. Co tam się działo w głębi jego cichego i nieśmiałego serca, nie zastanawiałam się nad tém bardzo. Byłam cała tak zajęta myślą o panu Agenorze, iż każda inna myśl coraz mniéj miała przystępu do mojéj głowy. Niekiedy nawet pragnęłam podrażnić się z kuzynkiem. Wtedy, sama nie wiem, jakim sposobem i całkiem bez zastanowienia, rzucałam na niego bardziéj przeciągłe, niż zwykle, spojrzenie, albo dłużéj i żywiéj z nim rozmawiałam. Za każdym razem blada twarz Franusia rozpromieniała się i oczy jego błękitniały, jak niezabudki; ale gdy potém, wracając do moich ciągłych w owéj porze marzeń, oddalałam się od niego lub nagle się zamyślałam, zamyślał się także i stawał bardzo smutny. Natenczas Emilka, jeśli była obecną, zbliżała się do niego i uważałam parę razy, że głos, jakim doń przemawiała, był dźwięczniejszy i miększy, niż zwykle a smutek Franusia, jak w zwierciedle, odbijał się w jéj twarzy.
Jeden tylko pan Henryk zdawał się powątpiewać