Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niestety! gdy odwróciłam głowę, spostrzegłam prostego chłopaka z poblizkiéj wioski, cwałującego oklep i boso na chudéj i zdyszanéj szkapie.
Innym znów razem, gdy późno w nocy siedziałam przy otwartém na ogród oknie mojéj sypialni, i pełną piersią oddychałam powietrzem lipcowéj nocy, usłyszałam w ogrodowych zaroślach szelest stłumiony. W uszach mi zaszumiało i pociemniało w oczach. Jak błyskawica przebiegła mi przez głowę myśl, że może to pan Agenor, dręczony tęsknotą za mną, zakradł się do naszego ogrodu, patrzy z gęstwiny na moje oświetlone okno i na powiewie wiatru przesyła mi westchnienia miłości. Wszakże nieraz czytałam o podobnych rzeczach w romansach.
Z wytężonym wzrokiem i twarzą płonącą, siedziałam nieruchoma, patrząc na punkt ogrodu, w którym ozwał się szelest, i po chwili spostrzegłam, jak poruszyły się gałęzie krzewów, a z pośród nich, łopocąc rozpiętemi skrzydłami, podniosła się sowa i poleciała pomiędzy lipy stare.
Nie zrażałam się jednak tém dziwaczném spotykaniem się fantazyi mojéj z rzeczywistością i snułam daléj nić marzeń. Słyszałam nieraz ubolewających nad tém, że minęła pora, w któréj dziewice, siedząc u kominkowego ognia, przędły len na kołowrotku; otóż zdaje mi się, że i teraz zajmują się one tą samą czynnością, tylko że kominkowy ogień zastąpiło zwierciadło, a zamiast nici lnianych przędą one pasma