Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dną wyższéj ludzkiéj natury; zresztą błyszczące oczy Rozalii tkwiły na mnie z wyrazem ciekawości i badania, i pan Agenor tam był i patrzył także, więc wolała-bym zostać choćby pożartą lub zabitą przez Błyskawicę, niż pokazać im, że doświadczam najlżejszéj obawy. Gdy więc po raz piérwszy cugle z rąk masztalerza przeszły do moich, i wobec całego towarzystwa, stojącego na ganku, sama jedna powolnym stępem objeżdżałam dokoła obszerny dziedziniec, serce uderzało mi silnie, ale uśmiechałam się; w piersi mi coś drżało, ale głowę podniosłam śmiało, i ręką, któréj niezmiernym wysiłkiem woli poskramiałam drżenie, nadałam pewność i śmiałość, gładziłam długą grzywę pięknego stworzenia, które, jakby wdzięczne i radośne, pieszczotliwie pod mém dotknięciem opuszczało główkę i stąpało równo, niby lękając się silniejszém uderzeniem kopyta o ziemię przestraszyć swą niedoświadczoną Amazonkę. Gdy tak okrążywszy dziedziniec, z głową podniesioną, z uśmiechem na twarzy i ręką niedbale pieszczącą grzywę mego wierzchowca, podjechałam pod ganek, jednogłośne rozległo się brawo. Pan Agenor wołał głośno, że posiadam rycerską odwagę, i że gdyby mi tylko na dłoni postawiono sokoła, mogła-bym pozować przed malarzem do obrazu średniowiecznéj księżniczki; w przywiązanych do mnie błękitnych oczach Franusia czytałam wyraźnie uznanie, że prześlicznie wyglądam na koniu, a Rozalia klasnęła w ręce i wołała, że cieszy się wiel-