Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Podniosłam się nieco na siedzeniu i obejrzałam za siebie. Para jeźdźców oddaliła się znacznie od powozu i znikała już prawie w zakręcie drogi: zobaczyłam tylko kształtną postać pana Agenora, mknącą szybko między drzewami, a blizko, bardzo blizko koło jego czoła powiało pióro Rozalii tak, jakby ona schylała się ku niemu i coś mu szeptała. Nie wiem, czemu przykro mi się zrobiło; żałowałam, że nie umiałam jeszcze dosiąść konia, ale nie miałam czasu długo zastanawiać się nad tą myślą, bo posłyszałam zwrócony do mnie głos babki Hortensyi:
— Dlaczego oglądasz się, Waciu? panna dobrze wychowana nie powinna nigdy oglądać się za nikim.
— Mianowicie, jeśli tym kimś jest tak przyjemny młody człowiek, jak pan Agenor — dodała wujenka.
Przestałam patrzéć za siebie, a spojrzałam na moję matkę: ścigała także oczyma niknącą parę, a na czole jéj była chmura. Jechałyśmy lasem wiorst parę, a gdy powóz zatrzymał się przed szwajcarskim domkiem, zbudowanym w folwarku babki Hortensyi, przed gankiem stały dwa spienione wierzchowce, a na ganku siedzieli obok siebie pan Agenor i Rozalia. Kuzynka była snać bardzo zmęczona, bo oddychała prędko, a twarz jéj pokrywał szkarłatny rumieniec; pan Agenor przeciwnie, bledszy był jeszcze, niż zwykle, tylko po bladości téj błąkały się jakieś plamki czarne. Spostrzegłam, że oboje na prawéj ręce nie mieli rękawiczek; kiedy wchodziłam po wschodach na wysoki