Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ko? — spytała słodko — ale przy wyrazie „śliczna”, wargi jéj drgnęły i po policzkach cienie od rzęs zamigotały żywiéj.
— To, że jesteś daleko piękniejszą w swoim prostym czarnym stroju, niż ja w mojéj pięknej sukience — odrzekłam.
Złożyła ręce z wyrazem wdzięczności i, nieśmiało podnosząc na mnie oczy, zawołała:
— O, jakżeś dobra, Waciu! jak nieocenione masz serce, że przyznajesz piękność ubogiéj dziewczynie! Mój Boże! jakże cię kocham, jak cię uwielbiam, kuzynko, za to, że raczyłaś zwrócić uwagę na twarz moję! I któż kiedy spostrzega piękność w ubogiéj dziewczynie? Choćby była najcudowniéj piękną, zawsze będzie tylko nieoszlifowanym i bez oprawy dyamentem; bogata panna to co innego, może być sobie szarą i suchą jak krzemień, ale ma oprawę ze złota i brylantów!...
Zaśmiała się znowu ostro, jak wprzódy, i rzuciła na mnie takie spojrzenie, jak gdyby chciała powiedziéć, że ja-to jestem tym szarym krzemieniem, oprawionym w brylanty. Wnet jednak spuściła oczy, głowę pochyliła na piersi i była znowu marmurowo spokojna, tylko słodki a pokorny uśmiech błądził po jéj hardych, energicznych ustach. Zebrałam myśli i po chwili milczenia rzekłam:
— Zdaje mi się, kuzynko, że nie tak twarze, jak