Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dyś bardzo piękną. Na wysokiém jego czole rysowało się mnóztwo zmarszczek, wielkie oczy, zagłębione, były bez blasku, koloru ich ani wyrazu dojrzéć nie mogłam, bo rzadko podnosił powieki. To ciągłe spuszczanie oczu, jak téż pewne wgięcie ust i pochylenie głowy na piersi, rzucało na całą jego osobę piętno pewnego przygnębienia moralnego, graniczącego z upokorzeniem i boleścią. Odzywał się rzadko, a gdy to czynił, głos jego był stłumiony i dźwięczały w nim jakieś tony, których znaczenia nie rozumiałam dobrze, ale które porównywałam do ech przebrzmiałéj kędyś burzy. Miał zwyczaj odgarniać sobie często włosy z nad czoła, a zarazem przesuwał rękę po oczach, jak człowiek zmęczony. Gdy przypatrzyłam się mu dobrze, poczułam dlań nieokreśloną życzliwość i pomyślałam sobie: otóż znowu jeden smutny człowiek!...
Pani Rudolfowa miała wręcz odmienną, niż jéj mąż, powierzchowność. Mogła mieć lat czterdzieści lub więcéj, ale była jeszcze dość przystojną. Czarne jéj włosy, starannie uczesane, pod białym stroikiem ze wstążek i tiulu, otaczały okrągłą twarz o śniadéj cerze i regularnych rysach. Coś przykrego było jednak w jéj twarzy. Czarne i zanadto trochę otwarte, oczy, były niesłychanie ruchliwe i biegające, a za każdém poruszeniem wymykały się z nich jakieś ostre, żółtawe błyski. Mówiła bardzo wiele i śmiała się często, a w śmiechu otwierała dumne i wydęte nieco war-