Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pytania te przyszły mi do głowy w chwili, gdy lud cały upadł na kolana, a kościół zabrzmiał tysiącem piersi śpiewanym hymnem do Boga wszechpotężnego.
Strach i smutek mię przejął. Podniosłam wzrok i zobaczyłam kuzynka Franusia, który naprzeciw nas stał we drzwiach od zakrystyi, blady, smutny, zamyślonemi oczyma wpatrzony w ołtarz, tak, jak gdyby pytał o coś Boga, jak-by go prosił o co.
Na widok ten, upadłam na kolana i kilka minut serdecznie modliłam się za biednego mego kuzyna.
Powrót nasz z kościoła bardziéj jeszcze był tryumfalny, niż uprzednie przejście przez cmentarz. Mnóztwo osób nas otoczyło z ukłonami, powitaniami. Matka moja trzymała mię za rękę i prezentowała witającym ją paniom; panowie podchodzili do mnie, przedstawiali jedni drugich, kilkadziesiąt nazwisk zabrzmiało mi w uszach, oczyma spotykałam się z mnóztwem spojrzeń, obiegających mię od stóp do głowy, czułam, że rumieniłam się i bladłam na przemian; ale serce moje coraz przyjemniejsze ogarniało uczucie, a w głowie zwiększały się owe dymy, co w kościele zasłoniły przede mną oblicze Boga. Słyszałam, jak kilka osób winszowało mojéj matce tak uroczéj córki...
Gdy nareszcie wsiadłyśmy do powozu i kareta zwolna potoczyła się ze wzgórza, długo widziałam, jak ekwipaż nasz ścigany był oczyma tłumów. Jadące przed nami włościańskie wozy z pośpiechem ustę-