Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

fijołki na wzgórzu, ten wydobywał kłębuszki z pod kanapy; tamten zabił podobno węża, który chciał mię ukąsić, gdy zrywałam kwiaty, ten drżał na skinienie palca babki Hortensyi! Gdzież więc był kuzynek moich marzeń? Nie znalazłam go. A na domiar zawodu, zamknięto mię na klucz zwyczaju w jakiéjś ogromnéj szufladzie, do któréj w dzień nie dochodziło słońce, a któréj wieczorem przyświecały u ścian gwiazdy papierowe, wyglądające, jak trupy tych, co świecą na niebie!...
Tak opowiadałam fortepianowi nieszczęście dnia tego, gdy pod palcami memi minorowe tony zaczęły w majorowe przechodzić, i posłyszałam pytająco brzmiący akord: — dlaczego kuzynek całkiem inny jest w Rodowie, niż po-za nim? Dlaczego kuzynek, w obecności swych ciotek, wydaje się taki zmieszany, pokorny, nie po męzku uniżony?... Długo palce moje plątały się po klawiszach, uderzały tony, półtony, oktawy, trele, a odpowiedzi wydobyć z fortepianu nie mogły. Nagle na ostatnim krańcu klawiatury, w najwyższéj oktawie wiolinu jęknęły tercye żałośne, krzykliwe i przypomniały mi pokorny, płaczliwy, uniżony krzyk żebraka, wołającego na ulicy z dłonią, wyciągniętą: chleba! chleba! chleba!... Jednocześnie w środkowej oktawie klawiatury zabrzmiał akord posępny, a w nim posłyszałam wyraz, który niedawno tak raził mię w ustach Bini: na łasce!... Ręce moje zsunęły