Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niéj wyraz nieokreślonego jakiegoś moralnego przygnębienia. Piérwsza prowadziła rozmowę i wydawała się prawdziwą panią a władczynią wszystkiego, co ją otaczało, druga odzywała się rzadko i patrzyła przed siebie mało ruchomemi i myślącemi, ale dobremi i miękkiemi, oczyma. Uczułam się pociągniętą do drugiéj.
Zwróciłam uwagę na rozmowę matki mojéj z babkami, w nadziei, że coś o Franusiu mówić będą. Rozmawiały o pogodzie, drodze, wczorajszéj wizycie u nas pani S., a o nim nie było ani wzmianki. Siedziałam jak na mękach. Błękitne oczy kuzynka błąkały się wciąż przede mną, po ścianach między złotemi gwiazdami obicia, i taki mię żal ogarnął, że w ciszy mego serca, w saméj najdalszéj głębi mojéj myśli, szepnęłam sobie: doprawdy! chyba ja jego kocham!
W téj saméj chwili, jedna z moich babek, ta, która mówiła mało, a miała łagodne oczy i usta, wyciągnęła rękę i poruszyła srebrny dzwonek, stojący na stole. W drzwiach od jadalnéj sali stanął lokaj.
— Poprosić pana Franciszka! — rzekła moja babka.
Na te słowa poczułam silne ukłucie w sercu, a zarazem chęć do rzucenia się babce na szyję, ale zaledwie spojrzałam na jéj sztywną, surową suknią i biały czepiec, popęd ten ustał, a tylko czułam, że rumienię się po uszy. Szczęściem nikt na mnie nie patrzył, ja zaś patrzyłam na drzwi od jadalnéj sali, któremi