Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jak nas w téj chwili dzielna czwórka koni, tak człowieka los jego unosi daléj a daléj, a on nigdzie zatrzymać się nie chce, bo śni mu się o najcudowniejszém miejscu, do którego pędzi go wyobraźnia. Aż najczęściéj staje się tak, że zamiast do tego wyśnionego najcudowniejszego miejsca, człowiek przybywa na pustą piaszczystą wydmę, na któréj zatrzymuje się wóz jego przeznaczeń i kończy się droga, tak pięknych a rozmaitych pełna obrazów.
Gdy matka moja to mówiła, uważałam, że fałdy, rysujące jéj czoło, zagłębiły się nieco. Wyraźnie smutna jakaś myśl podyktowała jéj te słowa. Myślałam przez chwilę, potém rzekłam:
— Moja mamo! zdaje mi się, że każdy z takich przez świat wędrowców najlepiéj-by uczynił, gdyby raz stanowczo wybrał sobie jedno z pięknych miejsc, które przebywa, i na niém zatrzymał wóz swoich przeznaczeń. Posiadał-by, zamiast wydmy, albo wzgórze, opromienione słońcem, albo dolinę, ocienioną drzewami i ochłodzoną wodami strumienia.
Matka moja uważnie na mnie spojrzała. Zdawało mi się, że podejrzewała moje słowa o myśl ukrytą.
— Na wzgórzu może być za gorąco, w dolinie za chłodno — odrzekła zwolna; — człowiek nie chce się pogodzić z małemi dolegliwościami, które tam napotyka, idzie daléj, aby znaléźć sobie miejsce, do raju podobne, a wtedy, zamiast raju, znajduje najczęściéj pustynią piaszczystą, na któréj i skwar słoneczny do-