Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/062

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jak wycierającego chusteczką szkiełko od pince-nez. Przedstawiłam sobie, że stoi on przede mną, ujęłam delikatnie obiema rękoma suknią i, robiąc dyg głęboki, rzekłam:
— Dzień dobry panu! a! bardzo przepraszam! bon jour monsieur! zapomniałam, że na wielkim świecie piérwszy wyraz rozmowy nie wymawia się nigdy po polsku. Mówiono mi o tém, ale widzisz pan, jestem świeżo wyemancypowaną pensyonarką, niewprawną jeszcze w zwyczaje światowe. Otóż — bon jour monsieur! proszę skończyć już raz przecieranie swego szkiełka i włożyć je na nos. O tak! dobrze! c’est parfait! teraz proszę patrzéć na mnie! dygam panu po raz drugi; czy prawda, że dygam zgrabnie? Dawała mi lekcye panna D., najsławniejsza tancerka. Zachwycony pan jesteś moim dygiem i całą moją osóbką, nie prawdaż? proszę tylko nie bardzo patrzéć na mój nosek, bo jest niezgrabny! Masz pan zamiar starać się o moję rączkę? bardzo dobrze! przypatrzę się i ja panu, i jeśli mi się podobasz... no... to nie wiem..., a jeśli się nie podobasz, dostaniesz harbuza! cha, cha, cha!... po francuzku harbuz nazywa się citrouille, po angielsku english melon, cha, cha, cha!
W czasie tego monologu śmiech mię zdjął długi i serdeczny, dziewczyna w lustrze zanosiła się także od śmiechu. Nagle umilkłam i spoważniałam. Wzrok mój upadł wypadkiem na papier, leżący u stóp moich na posadzce, a w oczy rzuciły się wyraźném pismem