Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnie nowele.djvu/289

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

od rozkoszy, którą sprawia mu głaszcząca go ręka. Sztuka, to poduszka, a grzbiet koci — próżność moja rozkosznie łaskotana przez sławę. Gdyby tak wetknąć do poduszki trochę szpilek z ostrzami do góry... tobym zmykał! Bywają zapoznani, niepojęci, albo i niezdolni, którzy spędzają życie na poduszkach szpilkami zjeżonych, pracują dla sztuki czy nad sztuką w samotności, opuszczeniu, udręczeniach rozmaitych. Skłaniałbym przed nimi głowę, gdyby wieści nie upewniały, że bardziej zgorzkniałych, skwaśniałych, nieznośnych istot nad takich zapoznanych niema na ziemi. Widać nie wystarczają im same wdzięki boskiej kochanki i, jeżeli się z nią nie rozstają, to może z powodu tej najprzedziwniej wytrwałej zwodnicy, którą jest nadzieja. Grzbiet, nie głaskany przez sławę, garbi się i najeża, lecz poduszki ze szpilkami nie opuszcza, bo, nuż, nuż nadejdzie błogi moment, jeżeli nie dla niego, za życia, to choć po śmierci dla imienia i pamięci jego! Zresztą, może tam niekiedy w sytuacjach podobnych jest jaka bohaterska bezinteresowność. Sądzić o tem nie mogę, bo... bo... do sytości i aż do przesytu sztuka zadawalniała wszystkie moje interesy.
Ale przecież przynajmniej były to interesy — duchowe, z rzędu tedy wyższych, eterycznych, idealnych. Naturalnie! A jakże! Bo można sobie co chcąc wygadywać na sławę, nie przeszkodzi to temu, że jest ona wcale czemś innem, niż zrazy zawijane. To, bądź co bądź, figura wysmuklejsza i bardziej napowietrzna niż pękate i ciężkie sakwy geldhabowe! to nie gruba materja... Materja!... Zaraz, zaraz, wyraz ten zatrzymuje mię jak ha-