Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnie nowele.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skrzypcami i smyczkiem w rękach. Tu była zaklęta jedyna moc dobra i piękna, której byłem władcą; tu przebywał jeżeli nie blask, to choć promień, choć mały, błędny promyk ideału. Więc promieni ideału nie zabija we mnie śmierć uczucia i wiary, nie pochłonęła orgja; przeciwnie, jakby nakarmione niemi, wybuchnęły one tęsknotą rozdzierającą...
Oparłem o pierś skrzypce i podniosłem smyczek... trochę tylko... wyżej podnieść nie mogłem i po strunach przeprowadzić go nie mogłem... Przekleństwo! Może to już ta atrofja muskułów?... Może już nigdy?... Z tym wyrazem upadłem na sprzęt najbliższy i z twarzą w dłoniach, myśląc: może nigdy! może nigdy! może już nigdy! płakałem jak dziecko ze szlochaniem głośnem, ale łzami nie dziecinnemi, bo tak palącemi, że przeznaczenie roztopićby się w nich mogło, gdyby było tylko ze stali.
Jednak powstało we mnie i uczucie zupełnie dziecinne. Doświadczyłem pragnienia, aby w tej chwili złośliwej i czarnej był przy mnie ktokolwiek dobry i jasny, jakaś istota, któraby w milczeniu, miękko, łagodnie, wzięła mi głowę w dłonie i u piersi swej uciszyła wrzącą w niej burzę. Nie Henryka, nie; nie ta wspaniała panna, która z triumfem idzie przez życie i tylko z triumfem iść dalej chce i może, ale ktoś cichy, skromny, przed którym nie wstydziłbym się swojej nędzy, widząc żem kochany nietylko pomimo niej, lecz i za nią... Tęsknota mię zdjęła straszna za jakiemś sercem, któreby było mojem, własnem, bez warunków, bez drobiazgów, bez »nie wypada«! Rojenia dziecinne! Alboż jest na ziemi serce ta-