Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnie nowele.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wykwitające, jako to: jednostajność uniesień dla wszystkiego co dobre, piękne i prawdziwe, a także doskonała odpowiedniość towarzyska, bo jeżeli ona pochodziła z rodu wysokiego i przyozdobionego mitrą, jam do przyzwoitego urodzenia dodał sobie koronę sławy, jeżeli ona posiadała niejaki majątek, moje skrzypce były fortuną wielką. Więc związek nasz miał odpowiadać w zupełności wszelkim wymaganiom ciała, ducha i konwenansu. Mama i papa byli zadowoleni, my — ach, my, — w pewnym pokoiku, który obok wspaniałego salonu wyglądał jak gniazdko zaciszne i przyciemnione, całemi godzinami przebywaliśmy u samych wrót nieba... Jakież rozmowy długie i zawsze zgodne o cudach i tajemnicach sztuki! jakie szepty nieskończone o uczuciach wzajemnych i przyszłości wspólnej, jakiem boskiem zatapianiem się oczu w oczach przerywane, a kończone pocałunkami — jakiemi! Cóż dziwnego? Zaręczyny nasze odbyły się szumnie, hucznie i publicznie, ślub miał się odbyć wkrótce.
Wszystko to było przyczyną, że, zapadając w otchłań, głośno ją przywoływałem, a ilekroć wychylałem się z otchłani, zdumiewało mnie, że jej nie widzę. Było we mnie nie pojęcie, nie przekonanie, ale wprost uczucie, że jej obecność musi być nierozłączną z mojem cierpieniem. W majaczeniach gorączkowych brałem za nią poczciwą kobiecinę w białym fartuchu, a każdy odnawiający się błysk przytomności ponawiał pytanie zadziwione i dręczące: dlaczego jej tu niema? Dlaczegóż miała być koniecznie? Do rozumowań, choćby najpobieżniejszych, nie byłem podówczas zdolny, czułem