Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnie nowele.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

godzina, czasem kwadrans, natychmiast po obudzeniu się ze snu, w długich przerwach nocnego spania... i nie mogę! Nie! to nie przejdzie! On śmieje się z mojej niecierpliwości. To nigdy nie przechodzi tak prędko! Trzeba podledz kuracji, której teraz, dla braku sił, znieść jeszcze nie mogę, ale której skutki są zawsze niezawodnemi. Niezawodnemi! Mówi o tem z pewnością zupełną, a jest człowiekiem uczonym i doświadczonym. Dziecinny jestem ze swoją trwogą. To przejdzie! Ach, niepodobnaby mi było przedtem przypuścić ani przeczuć, aby człowiek mógł stać się takiem wahadłem zegarowem, tętniącem: radość! rozpacz! radość! rozpacz! i aby także miał stać się stworzeniem tak nędznem, tak okropnie zmalałem, skurczonem, wobec samego siebie i swojego niestałego jak wiatr, a jak wszystko na ziemi tajemniczego przeznaczenia!
Słyszałem, szczególniej czytałem wiele o rekonwalescentach, którzy powracające do nich zjawiska świata i tętna życia witają z błogością niewymowną. Dlaczego ze mną było inaczej? Naturalnie. W książkowych opisach rzecz dzieje się zazwyczaj na wiosnę, lub w lecie, najczęściej na wsi, jeżeli i w mieście, to na wiosnę lub w lecie, kiedy słońce promiennie świeci na czystym lazurze nieba, drzewa stoją w zieleni, kwiaty kwitną, ptaki świergocą, zefirki roznoszą w powietrzu miłe wonie... Powracającą do zdrowia osobą bywa dzieweczka naiwna, młodzian pełen poetyczności, mąż ukochany, żona ubóstwiana, ojciec rodziny i tym podobne istoty, którym krogulcze zapytania w mózgu się nie zstępiają, czarne myśli chmurą nie zsuwają się do wnętrza, na które ota-