Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnie nowele.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dwie widoczny zrazu, potem wyraźny i kłujący. Towarzyszyły mu słowa, pełne uczucia doznawanej krzywdy.
Jakto! Ona więc ma być odpowiedzialną za postępki starszego od siebie brata, znosić karę za jego wybryki nierozważne, wyrzekać się przyjemności życia dlatego, że jemu podobało się dobrowolnie złamać sobie życie! I bez tego, wtrącona w małżeństwo niedobrane, które zerwać musiała, czuje się nieszczęśliwą, i gdyby jeszcze trzeba jej było ubrać się w szaty zakonne i zamknąć się w czterech ścianach, jak zakonnicy...
Myśl, że mogłaby stać się podobną do zakonnicy, rozśmieszyła ją i rozpędziła chmurę gniewu, wzbierającą na czole liljowem i w źrenicach lazurowych. Zaczęła śmiać się i z wdziękiem niewymownym całować rękę matki.
— Już pójdę sobie! Mama jest dziś zdenerwowana i potrzebuje spokoju, a ja i bez tego przyrzekłam komuś, że przyjmę go u siebie o tej porze... Więc lecę! Niech mama się uspokoi... A gdybym Jankowi mogła być w czem użyteczną, to i owszem, chętnie, proszę tylko powiedzieć jak i w czem... Tylko zakonnicą, to już z miłości dla niego nie zostanę za nic... uch! za nic, za nic!
Swawolnie wzdrygnęła się i ze śmiechem figlarnym, prawie dziecięcym, wybiegła z pokoju. W śmiechu jej figlarnym, niemal dziecięcym, drgały nuty przykre, kłujące... tak kłujące serce matki, że opadła na sprzęt najbliższy z rękoma załamanemi, ze zmarszczką bolesną na czole...
Skąd wzięło się, jakim sposobem w łonie jej powstać mogło to dziecko samolubne, płoche, zalotne, zmy-