Wtem zamilkł i, powleczony bladością tych, których nieskończone zdejmują bóle, jął to powściągać, co był do biegu popchnął.
— Czekajcie! Stójcie! Jam jeszcze rozkazów nie wydał! Niech dzień upłynie... jeden dzień!... Potem Mago Wielki powie, a wy, posłuszni, spełnicie!
∗
∗ ∗ |
Przeminął dzień. Mago Wielki powiedział; oni, posłuszni, spełnili...
Cicho, bez pieśni, bez wieńców na masztach, milczeniem wstydu powleczone, od Sycylijskich brzegów odbiły kartagińskie okręty i już, okrążywszy przylądek, wypłynęły na Afrykańskie morze, gdy w Syrakuzie, u szczytu jej twierdzy, u stóp jej murów, rozległ się okrzyk:
— Uciekli!
Uciekli Punici, uciekł w trwodze sławny z męstwa ich dowódca! Bo cóż innego, jak tylko trwoga blada mogła pchnąć ich okręty z powrotem ku brzegom ojczystym? Kędyż ukryła się, kędy przepadła potężna flota Kartaginy? — żartowali Grecy. Tysiąc, dwa tysiące, dziesięć tysięcy talentów złota temu, kto zgadnie, albo wynajdzie, gdzie ukryła się i przepadła flota Kartaginy razem z wodzem swym, Magonem Wielkim — tchórzem!
Na żaglującej po afrykańskiem morzu tryremie Nawarcha rozlegają się krzyki:
— Uciekłeś, Magonie Wielki! Tchórzu!
Wydaje krzyki te z piersi, białemi puklerzami osłoniętych, gromada mężów o krwawych pióropuszach