Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rządku są i najlepszem zdrowiu, a Alfred szczegółowo pytał się o Mylorda, Lady, Turczyna, Strzałę i t. d. Całkiem już znudzona przestałam nawet patrzyć na mego męża i otworzyłam okno. Zachód słońca był prześliczny, na niebie gdzieniegdzie połyskiwały już drobne gwiazdki, purpurowy szlak jaskrawo znaczył brzeg horyzontu; fala ciepłego, wonnego powietrza owiała mi twarz. Patrzyłam na niebo i na szeroki, gładki, zielony, poprzerzynany symetrycznie gruppami krzewów dziedziniec — nie myślałam o niczem, tylko pełną piersią oddychałam powiewem ciepłego wieczora. I niewiem jak długo to trwało, gdy poczułam obejmujące mię ramię. Obejrzałam się; koniuszy zniknął z pokoju a ja znalazłam się w objęciu Alfreda.
— Alfredzie rzekłam po chwili, patrz co za prześliczny wieczór — pójdźmy razem do ogrodu.
Mąż mój ziewnął szeroko.
— Nie mogę odrzekł, zmęczony jestem podróżą i spać mi się chce.
A raz jeszcze pocałowawszy mię, zwrócił się do swego pokoju i dodał:
— Na herbatę, każ mię obudzić.
Poczem wyszedł a ja samotnie zeszłam znowu po marmurowych wschodach ganku do ogrodu. Powoli przeszłam aleę i stanęłam nad jeziorem. Pięknie tam było, bardzo pięknie, cicho, uroczyście i rzewnie jakoś. Poważne a smętne uczucie wionęło na