Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pierwsza chwila przepędzona w Różannie była pełną zachwytu; otoczyły mię wszystkie cuda natury, wszystkie piękności sztuki. W niewielkich ale wytwornie urządzonych salonach, piękne obrazy zdobiły ściany, białe posągi klassycznemi kształty rysowały się wśród zieleni wazonów, wielkie zwierciadła odbijały moję postać wszędzie gdziem tylko stanęła. W pokoju moim małym, pełnym kobierców i kosztownych cacek, znalazłam przepyszny paryzki fortepjan i szafę pełną bogato oprawnych książek. Otworzyłam okno i ujrzałam pod niem gęste gruppy jaźminów i róż — nie kwitnących jeszcze, ale rozpuszczających już zielone listki; dalej roztoczyła się przed mem okiem szeroka i długa o starych i rozłożystych drzewach ogrodowa alea. Wybiegłam z pałacu — pełną piersią piłam wiosenne powietrze i biegłam przez cieniste, choć bezlistne jeszcze prawie ulice ogrodu. Gdym przebyła ostatnią, stanęłam w zachwycie. Przedemną czysta, błękitna, gładka lśniła szeroka szyba wód dużego jeziora. A poza niem — poza jeziorem, szarzały gdzieniegdzie wioski między zielenią — i dworek jakiś bielał w oddali — i wązki pas lasu u kraju widnokręgu łączył ziemię z niebem. Spojrzałam w górę, stado żórawi przelatywało wysoko pod niebem — a krzyki wędrownego ptastwa dochodziły mego ucha jakby odgłosy jakiejś niezrozumiałej mi rozmowy. Patrzyłam na lecące ptaki, póki mi z oczu nie zniknęły;