Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wam powiem. Ale nie, pocóż mam mówić? Alboż wam potrzeba rozumieć wszystkie wyrazy waszej własnej mowy? Słówko składa się z dwóch zgłosek, z czterech liter — brzmi miękko — i nikt wymawiając je ust nie wykrzywi sobie! A co leży w głębi jego! Czy wewnętrzne jego znaczenie nie wykrzywia i nie łamie istnień całych?... Co wam do tego?


A jednak możeby dobrze było, abyście lepiej i głębiej wnikali w treść wyrazów jakiemi mówicie. Pojęlibyście wiele czego nie rozumiecie, — i może nauczylibyście się więcej kochać i więcej... przebaczać!


Więc jeżeli chcecie, uczcie się znaczenia tego wyrazu, który w ustach brzmi miękko, a życie bardzo ciężko uciska; czytajcie je w bladych twarzach, w chorych sercach, w zepsutych i zmarnowanych skarbach uczucia i myśli. Ja, nic nie powiem, bom nie przywykła mówić wam o smutkach moich.


Pójdźcie ku mnie, o wspomnienia moje! Z szumem wiatru przypłyńcie do mnie oddźwięki mojej przeszłości — bardzo krótkiej, a jednak... długiej! Czy chwila może być krótką i długą zarazem? czy w latach kilku może się mieścić lat sto? — Niech powie ten kto ma gorące serce i umysł poważny, a wiele cierpiał!