Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnia miłość.djvu/077

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Poniekąd masz pan słuszność, odpowiedział doktór; ale powiedz mi, czy podobny pogląd nie ostudza serca i nie przemienia uczucia w jakąś matematyczną, suchą formułę?
Według mnie, bynajmniej — rzekł pan Stefan. Nieraz w życiu zdarzało mi się widzieć ludzi, o których wsczyscy mówili że się kochają, i którzy sami tonęli w złudzeniach. Przypatrywałem się takim parom i często widziałem w ich spójni sam instynkt tylko ślepy, samo uniesienie i szał — i nigdy pojąć takiej miłości nie mogłem. Miłość podobna daje zapewne kilka chwil upojenia; ale budzący się z tego pięknego snu człowiek, znajduje się w życiu jak zbłąkany wśród drogi wędrownik; sam nie wie gdzie zaszedł, i którędy dalej iść trzeba. Sen piękny minął, została rzeczywistość nieodpowiadająca wymaganiom człowieka; ztąd w słabych naturach żal, rzucanie się, rozpacz — i upadek moralny; w silnych, utrata najpiękniejszej strony życia — i konieczność zamknięcia się tylko w jego połowie. Według mnie, jak wszystko na świecie tak i miłość musi wiedzieć, zkąd pochodzi i dokąd dąży — a wtedy tylko może dać rękojmię pewnego szczęścia i spokoju.
— Ważna to bardzo kwestja i bardzo żywotna, ozwała się marszałkowa. Istotnie, sama z zadziwieniem nieraz widziałam jak pary łączące się z najgorętszej zda się miłości, po pewnym upływie czasu obojętnieją dla siebie i najnieszczęśliwsze tworzą