Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

policzkach rumieńcem, postąpiła ku ścianie i plecami do pokoju zwrócona, wydobywała z zanadrza grubą, nicianą pończochę, u końca sznurkiem przewiązaną. Długo ją rozwiązywała, długo jeszcze i pomimo silnego wzruszenia ostrożnie wyjmowała z niéj zżółkłe papiery, aż znowu twarzą zwróciła się ku pokojowi i stukając grubemi podeszwami trzewików, ku biurku podeszła. Dźwięk wysypywanych na biurko monet, rozległ się po pokoju. Kaprowski patrzał, podrzucał w ręku złoty łańcuch zegarka i śmiał się.
— Ależ pieniądze! Dwuzłotówki, czterdziestówki, złotówki, dziesiątki, szóstki nawet — wszystkiego pełno!... Cha, cha, cha, cha! Zkąd ty, babo, takich pieniędzy tyle nabrać mogłaś?
Rozsypane na biurko monety, wyraźnie, wyraźnie zciemniałemi swemi twarzami mówiły: Za dzień plecia pszenicy, za dwa dni żniwa, za przynoszenie wody koromysłami, za dojenie krów u pachciarza, za rwanie gryki, za zbieranie kartofli... za grabienie siana... Przez lat dziewiętnaście... Przez lat dziewiętnaście, przez lat dziewiętnaście!...
Przedmioty nieżyjące miewają mowę swoję, często bardzo wyraźną. Pieniądze przez Krystynę na biurko wysypane, mówiły, opowiadały: o smutnéj doli, o ciężkiéj pracy, o wiecznym poście, o karku po dniach całych ku ziemi zginanym, o czole zlewaném strumieniami potu, o stopach bosych, o rękach bliznami i guzami pokrytych, mówiły i opowiadały mo-