Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

, w sutéj siermiędze i z roztropnym, dość śmiałym wyrazem twarzy, wsłuchiwał się w mowę jego tak uważnie i z takiém wygięciem szyi, jakby każde słowo chciwie połykał. Przytém, od czasu do czasu, potwierdzająco głową wstrząsnął, uśmiechał się i oczyma błyskał. Widoczném było, że wygłaszana przez hadwokata doktryna o wszechmocy pieniędzy i o tém, że one na świecie znaczą wszystko a wszystko, z łatwością torowała sobie drogę do umysłu Pawluka Harbara. Co o przemowie téj myślała Krystyna? Ani razu nie podniosła oczu, ani rąk u piersi złożonych nie rozplotła. Suchy i delikatny profil jéj twarzy nabrał wyrazu głębokiego zamyślenia. Może myślała, że gdyby miała pieniądze, nie była-by przez całe życie złamanym kołkiem w płocie, którego nikt nigdy podeprzéć nie chciał; najpewniéj zaś myślała o tém, co w téj chwili pochłonęło ją całą, bo gdy Kaprowski przestał mówić, podniosła zwolna powieki i raz jeszcze swoje prawić zaczęła:
— Panie jaśnie wielmożny! zlitujcie się nademną, zróbcie już teraz tak... bez niczego...
Kaprowski uczynił gniewne poruszenie.
— Jeżeli pieniędzy nie masz, nie trzeba było przyłazić tu, aby mię nudzić i czas mi zajmować... Idź sobie! no, ruszaj z Panem Bogiem!
Krystyna zdrętwiała z trwogi. Można-by mniemać, że gniew hadwokata przemienił ją w słup niemy i martwy. Zlękła się okropnie. Wypędza ją. Jeżeli wypędzi — to nic nie zrobi, a jeżeli nic nie zrobi,