— To taka opłata — wytłómaczył Mikołaj — tę opłatę to już trzeba jemu dać... Bez tego nie można... Kiedy on tobie powié: „Jasiuk, daj mnie na ten interes sto rubli”, znaczy: daj jemu sto rubli... to będzie pięć procentów od tego, znaczy: majątku, o który proces jest... O! A kiedy on tobie powié: „Jasiuk, daj hrosze z góry!” znaczy: daj z góry, bo jak nie dasz, on na ciebie i spojrzéć nie zechce... A na co ty jemu? Czy on takich, jak ty, dzieła prowadzi? Drogo on od ciebie nie weźmie, pięć procentów weźmie, więcéj nie weźmie... Ale to już trzeba... Bez tego już nie można... Czy ty jemu brat, albo swat, żeby on tobie darmo robił?
Widoczném było, że mowy Mikołaja Jasiuk słuchał z całéj duszy i ze wszystkich sił swoich, całkowitego jéj sensu zrozumiéć nie mogąc. Te procenty były dla niego zagadką zupełną i zarazem imponowały mu, onieśmielały go bardzo, i w rozum Mikołaja, w który wprzódy już wierzył, większą jeszcze ufność budziły.
— Znaczy — rzekł — żebym do niego szedł z prośbą, o tę... znaczy... ziemię, co mi dziadźko zabrał; trzeba jemu kilka groszy odrazu zanieść...
— Bo ja wiem? (albo ja wiem?) może pięć procentów od téj ziemi może dwadzieścia rublow wypadnie... może trzydzieścia wypadnie...
— Niech budzie dziesięć!... — zaczynał już targować się parobek.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/079
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.