Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powietrzem próżności. W duszy jego były piękne światła, ale pogasły, a cienie, które zostały po nich, uczyniły go najnieszczęśliwszym z ludzi. Żal mi go, jam od niego stokroć szczęśliwsza, bo cierpiałam krótko i umieram czysta... On długie lata bezsilnie targać się będzie w żalu za światłością, którą utracił i już nie odnajdzie, a umrze skalany życiem pod palcem Boga, karzącym go za dopełniony na nim grzech jego rodziców. Bolesławie, jeśli go zobaczysz kiedy, powiedz mu, że umarłam, przebaczając mu i z modlitwą za niego w sercu...
Umilkła, głowa jéj opadła na piersi, rumieńce zniknęły z twarzy, zalanéj śmiertelną bladością, westchnęła ciężko i szepnęła:
— Boże mój! siły mię opuszczają! nie dopowiem!
Parę sekund straszne było milczenie, śród którego odgłos ciężkiego oddechu umierającéj łączył się z wesołym szczebiotem kanarków.
Nagle Wincunia podniosła się i wyprostowała, a jedną ręką opierając się o poduszki, silniejszym niż wprzódy głosem zawołała:
— Nie! powiem! Bóg pozwoli, abym powiedziała!...
Wyciągnęła drżącą rękę do Bolesława i pewnym głosem wyrzekła:
— Bolesławie, ty szlachetny i najlepszy mój przyjacielu, kiedyś, odrzucając cię, raniąc twoje zacne