Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wające, aby mogła przytulić się do czyjéjś kochającéj piersi i ulżyć swemu żalowi widokiem czyjegoś do niéj przywiązania... Przytém trzeba usunąć ją od trosk codziennych, oddalić od niéj przykrości i upokorzenia, wynikłe ze stanu majątkowego, w jakim ją zostawił Snopiński...
— Panie — przerwała pani Niemeńska — wszystko, co posiadam, oddam jéj; fundusik mój niewielki jest wprawdzie, ale może choć w części wystarczy na zaspokojenie potrzeb jéj i żądań kredytorów; ale panie...
Tu złożyła ręce błagalnie i nieśmiało dodała:
— Jéj czego innego jeszcze potrzeba...
Bolesław pytająco na nią patrzał. Pani Niemeńska powstała nagle, pochwyciła rękę jego i poniosła ją do ust.
— Pani! — krzyknął Topolski — co robisz?
— Bywaj pan u nas! — zawołała zrozpaczona kobieta — bądź dla Wincuni przyjacielem i bratem, jak dawniéj nim byłeś; przyjaźń twoja, rozumne twe towarzystwo, łatwiéj niż wszystko, przywrócą jéj spokój i zdrowie!... Wiem, żeśmy cię obraziły, żeśmy cię po tysiącznych dobrodziejstwach twoich odsunęły lekkomyślnie; ale w tém wszystkiém moja była wina! moja, nie jéj! i siwe włosy moje powstają mi na głowie, gdy myślę, że mogłam uchylić od niéj ten kielich goryczy, a nie uczyniłam tego, że sama prawie popchnęłam ją ku przepaści!.. Ona była dzieckiem, ale ja stara, nic