Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/052

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że. — Czy długo tak leciéć będą? — Rok jeszcze najdłużéj. — A potém co? — Potém rozplotą się ramiona, odwrócą od siebie usta i serca i, zamiast leciéć, będą wlec się po ziemi, kulejąc i stękając...
Czémże więc jest to uczucie, które dziś tak spaja ich i unosi? — Szałem ciał, w którym dusze nie mają żadnego udziału...
Czémże ich szczęście na tym szale oparte? — Bańką mydlaną, która błyszczy barwami tęczy, ale nim godzina upłynie na zegarze wieków, pęknie, stopnieje bez śladu.
Przyjm to sobie za zasadę, badawczy wędrowcze, że jeżeli ujrzysz młode małżeństwo, zwracające na siebie wszystkie oczy gorączkową siłą swego rozkochania, jeśli ujrzysz częste pocałunki i ciągłe a widoczne zachwyty, jeśli śród tych zachwytów zobaczysz powagę na czole mężczyzny, a zamyślenie w oczach kobiety; nie mów o ludziach tych: szczęśliwi! ale mów: biedni! bo im słodszy sen, tém sroższe będzie przebudzenie; im wyżéj wzlecą, tém niżéj upadną. Publiczne demonstracye miłości, to rzecz podejrzana. Jeżeli już nie fałsz, to szał w nich leży. A gdzie jest szał, tam niéma rozumu, a gdzie niéma rozumu, tam szczęście... kruche. Nie jeden, znużony smutnemi widokami téj ziemi, wędrowiec, z rozkoszą zatrzymał wzrok swój na młodéj parze państwa Snopińskich.
Kiedy pobrali się, jeden tylko o nich rozległ się okrzyk: szczęśliwi!